Pozwólcie, że zabiorę Was do
Lwowa, że rozpieszczę domowymi bezami. „Gotowanie z książką” poświęcę dziś,
bowiem dwóm niesamowitym przepisom. Jeden zdradzi sposób na wyjątkowe bezy,
które udadzą się każdemu, drugi potwierdzi regułę, że Dorota Gąsiorowska piszę
świetne książki należące do tzw. literatury kobiecej.
„Primabalerina” Doroty
Gąsiorowskiej, o której dziś napiszę, w pewien niewyjaśniony sposób męczyła
mnie strasznie. Zawsze, gdy czytam, wyobrażam sobie wygląd bohaterów, przed
oczami stają mi sceny z książki, niemal czuję zapachy ich dnia. W tym wypadku
otaczał mnie aromat lawendy i kulek na mole. Odczuwałam marznące stopy Irmy,
niepokój Niny, fenomenalny nastrój cichego pokoju tancerki. Stąpałam po bruku
Lwowa, słyszałam katarynkę i odgłos tańca w salach. Nie wiem, więc dlaczego,
ale nie mogłam pozbyć się tu obrazów z „Ciekawego przypadku Benjamina Buttona”...To
właśnie te dziwne i zupełnie nietrafione porównanie męczyło mnie od pierwszych
stron książki, skądinąd opowiadającej zupełnie różną historię. Omiatałam też od
siebie Łucję, z wcześniejszych powieści autorki. Niemniej książka od pierwszych
stron wywierała na mnie mocne wrażenie.
„Primabalerina” jest fascynującą
opowieścią pełną rodzinnych tajemnic, miłości i poszukiwań, pokazaną na tle
Lwowa. Opowiada historię Irmy, jednej z pensjonariuszek domu spokojnej starości.
Dom mieści się Polsce, dokąd kobieta przyjechała przed trzydziestu laty. Połączyła
ją tam przyjaźń z Niną, pracownicą Kalinowego Zacisza. Uczucie to jest silne,
choć oparte na niewytłumaczalnych więziach. Kobiety tak naprawdę w ogóle się
nie znają. Obie są samotne, mają za sobą intrygujące, tajemnicze i tragiczne historie.
Są osobami skrytymi i zamkniętymi w sobie. Łączy ich przyjaźń z Alutką –
niezwykle przyjazną pielęgniarką z Kalinowego Zacisza, Igor, który odwiedza
Irmę i zaprzyjaźnia się z Niną oraz lwowska kamienica.
Kiedy Irma umiera, okazuje się,
bowiem, że spadkobierczynią jej majątku we Lwowie, jest właśnie Nina. To dla
niej zupełne zaskoczenie. Za namową Igora, po wielkich wahaniach, postanawia jednak
pojechać do Lwowa. Wyprawa pokazuje Irmę w innym świetle, pozwala odkrywać jej
tajemnice, oraz zupełnie zmienia życie Niny. Lwów pokazany w „Primabalerinie”
jest idealny. Zakątki miasta, niepowtarzalna atmosfera i piękno starych
kamienic, opisane są w tak plastyczny sposób, jakby samemu chodziło się po
urokliwych uliczkach Lwowa. Do tego dźwięk katarynki, obrazek baletnicy,
figurka tancerki, schowane baletki i przejmujące list pewnej kobiety, są
poruszające i rozbudzają wyobraźnię. Początkowo czytelnik nie zauważa ich
spójności. Potem okazuje się, że wciągają Ninę w świat baletu, zmieniają ją,
tworzą kolejne, bardzo zależne od siebie obrazy. To dzięki splotom wydarzeń
Nina zakochuje się, ale i poznaje lwowski smak smutku i niepewności. Jej losy,
sieroty wychowywanej przez siostry zakonne, stają się intrygujące, przeplatane
smutkiem, choć zmierzają ku szczęśliwemu zakończeniu.
Książka ta jest opowieścią o
poświęceniu i uczuciach. Pokazuje przyjaźń i miłość. Napisana jest w sposób
kobiecy, subtelny, angażujący i wciągający. Jest książką rozbudzającą
wyobraźnię. Potwierdza regułę, że warto marzyć i warto spełniać marzenia.
Dorota Gąsiorowska pokazuje w niej swoją wrażliwość, umiejętność tworzenia
niebanalnych opisów i splatania wątków tworzących ciekawą historię. „Primabalerina”
to niewątpliwie książka skierowana do kobiet. Pozwala odpocząć i wejść w świat
idealny. Dla mnie jest potwierdzeniem kunsztu autorki w tworzeniu typowo
kobiecej literatury. Ze względu na wyjątkową atmosferę, którą autorka tworzy na
stronach opowieści, na pewno sięgnę po nią jeszcze raz. Czytanie „Primabaleriny”
to prawdziwa przyjemność.
***
„Primabalerina” od razu
skojarzyła mi się z bezami. Są lekkie, delikatne a zarazem skrywają w sobie
tajemnicę – ciągnące się wnętrze, które idealnie kontrastuje z chrupiącą
skórką. Te bezy udają się każdemu, …kto ma suszarkę do owoców. Do ich
przygotowania wystarczą: białka, cukier puder i 3 godziny w suszarce.
Składniki:
- 170 g białek
- 250 g cukru pudru
- szczypta soli
Wykonanie:
Zimne białka ubijamy na
najwyższych obrotach. Gdy zaczynają sztywnieć dodajemy do nich szczyptę soli
oraz stopniowo, przesiany przez sito cukier. Ubijamy dalej, aż masa będzie
całkowicie sztywna i lśniąca. Trwa to stosunkowo długo i warto obserwować
białka. Gdy bowiem zaczną się „rwać” i rozwarstwiać niestety ubijaliśmy je za
długo.
Suszarkę do warzyw i owoców
wykładamy papierem do pieczenia, wycinając otwór na środku, dla zachowania
cyrkulacji powietrza. Masę wykładamy małymi porcjami tak, żeby bezy nie
przykleiły się do półki wyżej. Suszymy je około 3 godzin zamieniając miejscami
poziomy poszczególnych półek suszarki.
Bezy są gotowe, jeśli bez
problemu odklejają się od papieru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za podzielenie się z nami swoimi spostrzeżeniami, sugestiami i innymi wyrazami obecności na blogu.
Dziękujemy