czwartek, 11 lutego 2016

Bezy jak "Primabalerina" Doroty Gąsiorowskiej



Pozwólcie, że zabiorę Was do Lwowa, że rozpieszczę domowymi bezami. „Gotowanie z książką” poświęcę dziś, bowiem dwóm niesamowitym przepisom. Jeden zdradzi sposób na wyjątkowe bezy, które udadzą się każdemu, drugi potwierdzi regułę, że Dorota Gąsiorowska piszę świetne książki należące do tzw. literatury kobiecej.



„Primabalerina” Doroty Gąsiorowskiej, o której dziś napiszę, w pewien niewyjaśniony sposób męczyła mnie strasznie. Zawsze, gdy czytam, wyobrażam sobie wygląd bohaterów, przed oczami stają mi sceny z książki, niemal czuję zapachy ich dnia. W tym wypadku otaczał mnie aromat lawendy i kulek na mole. Odczuwałam marznące stopy Irmy, niepokój Niny, fenomenalny nastrój cichego pokoju tancerki. Stąpałam po bruku Lwowa, słyszałam katarynkę i odgłos tańca w salach. Nie wiem, więc dlaczego, ale nie mogłam pozbyć się tu obrazów z „Ciekawego przypadku Benjamina Buttona”...To właśnie te dziwne i zupełnie nietrafione porównanie męczyło mnie od pierwszych stron książki, skądinąd opowiadającej zupełnie różną historię. Omiatałam też od siebie Łucję, z wcześniejszych powieści autorki. Niemniej książka od pierwszych stron wywierała na mnie mocne wrażenie.

„Primabalerina” jest fascynującą opowieścią pełną rodzinnych tajemnic, miłości i poszukiwań, pokazaną na tle Lwowa. Opowiada historię Irmy, jednej z pensjonariuszek domu spokojnej starości. Dom mieści się Polsce, dokąd kobieta przyjechała przed trzydziestu laty. Połączyła ją tam przyjaźń z Niną, pracownicą Kalinowego Zacisza. Uczucie to jest silne, choć oparte na niewytłumaczalnych więziach. Kobiety tak naprawdę w ogóle się nie znają. Obie są samotne, mają za sobą intrygujące, tajemnicze i tragiczne historie. Są osobami skrytymi i zamkniętymi w sobie. Łączy ich przyjaźń z Alutką – niezwykle przyjazną pielęgniarką z Kalinowego Zacisza, Igor, który odwiedza Irmę i zaprzyjaźnia się z Niną oraz lwowska kamienica.

Kiedy Irma umiera, okazuje się, bowiem, że spadkobierczynią jej majątku we Lwowie, jest właśnie Nina. To dla niej zupełne zaskoczenie. Za namową Igora, po wielkich wahaniach, postanawia jednak pojechać do Lwowa. Wyprawa pokazuje Irmę w innym świetle, pozwala odkrywać jej tajemnice, oraz zupełnie zmienia życie Niny. Lwów pokazany w „Primabalerinie” jest idealny. Zakątki miasta, niepowtarzalna atmosfera i piękno starych kamienic, opisane są w tak plastyczny sposób, jakby samemu chodziło się po urokliwych uliczkach Lwowa. Do tego dźwięk katarynki, obrazek baletnicy, figurka tancerki, schowane baletki i przejmujące list pewnej kobiety, są poruszające i rozbudzają wyobraźnię. Początkowo czytelnik nie zauważa ich spójności. Potem okazuje się, że wciągają Ninę w świat baletu, zmieniają ją, tworzą kolejne, bardzo zależne od siebie obrazy. To dzięki splotom wydarzeń Nina zakochuje się, ale i poznaje lwowski smak smutku i niepewności. Jej losy, sieroty wychowywanej przez siostry zakonne, stają się intrygujące, przeplatane smutkiem, choć zmierzają ku szczęśliwemu zakończeniu.

Książka ta jest opowieścią o poświęceniu i uczuciach. Pokazuje przyjaźń i miłość. Napisana jest w sposób kobiecy, subtelny, angażujący i wciągający. Jest książką rozbudzającą wyobraźnię. Potwierdza regułę, że warto marzyć i warto spełniać marzenia. Dorota Gąsiorowska pokazuje w niej swoją wrażliwość, umiejętność tworzenia niebanalnych opisów i splatania wątków tworzących ciekawą historię. „Primabalerina” to niewątpliwie książka skierowana do kobiet. Pozwala odpocząć i wejść w świat idealny. Dla mnie jest potwierdzeniem kunsztu autorki w tworzeniu typowo kobiecej literatury. Ze względu na wyjątkową atmosferę, którą autorka tworzy na stronach opowieści, na pewno sięgnę po nią jeszcze raz. Czytanie „Primabaleriny” to prawdziwa przyjemność.

 



 

***

„Primabalerina” od razu skojarzyła mi się z bezami. Są lekkie, delikatne a zarazem skrywają w sobie tajemnicę – ciągnące się wnętrze, które idealnie kontrastuje z chrupiącą skórką. Te bezy udają się każdemu, …kto ma suszarkę do owoców. Do ich przygotowania wystarczą: białka, cukier puder i 3 godziny w suszarce.

Składniki:

  • 170 g białek
  • 250 g cukru pudru
  • szczypta soli


Wykonanie:

Zimne białka ubijamy na najwyższych obrotach. Gdy zaczynają sztywnieć dodajemy do nich szczyptę soli oraz stopniowo, przesiany przez sito cukier. Ubijamy dalej, aż masa będzie całkowicie sztywna i lśniąca. Trwa to stosunkowo długo i warto obserwować białka. Gdy bowiem zaczną się „rwać” i rozwarstwiać niestety ubijaliśmy je za długo.

Suszarkę do warzyw i owoców wykładamy papierem do pieczenia, wycinając otwór na środku, dla zachowania cyrkulacji powietrza. Masę wykładamy małymi porcjami tak, żeby bezy nie przykleiły się do półki wyżej. Suszymy je około 3 godzin zamieniając miejscami poziomy poszczególnych półek suszarki.

Bezy są gotowe, jeśli bez problemu odklejają się od papieru.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za podzielenie się z nami swoimi spostrzeżeniami, sugestiami i innymi wyrazami obecności na blogu.
Dziękujemy

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...