Redakcja Usługi Dziennikarskie i Projektowe zaprosiła mnie do wyzwania kulinarno –
czytelniczego. W skrócie pisząc, zabawa polegała na przygotowaniu przepisu z
jednej z książek, zrobieniu zdjęcia oraz nominowaniu kolejnych osób do
stawienia czoła wyzwaniu. Nie mogłam nie wziąć w niej udziału.
Od razu wiedziałam, co zrobię, bowiem przepis wpadł mi w oko
już jakiś czas temu. Postawiłam na prawdziwą szarlotkę królowej Charlotte. Ciasto
to powstało na cześć żony króla angielskiego, Jerzego III. Był to ciepły deser
z dodatkiem smażonych jabłek, pieczony w formie szarlotkowej, wyłożonej
biszkoptami lub białym chlebem nasączonym masłem. Podawano go na ciepło. Od tej
szarlotki powstały późniejsze jej wersje.
Z kolei Charlotte Russe, wymyślił francuski szef kuchni –
Antoine Careme. Był to deser na zimno. Podstawą szarlotki były biszkopty
nasączone kawą lub likierem. Ciastkami tymi wykładano formę, którą następnie
napełniano kremem czekoladowym lub lodami z bitą śmietaną. Wszystko mocno schładzano.
Początkowo nazywano go Charlotte la Parisienne, ale nazwę zmieniono wraz z
nastaniem mody na kuchnię europejską, zwłaszcza rosyjską. Co ma jednak
wspólnego ta szarlotka z Rosją? Nie wiem.
Faktem jest, że cały świat sprzecza się, co właściwie można nazwać
szarlotką. W Polsce to, np. placek z kruchego ciasta, przełożony jabłkami. W
USA to ciasto z tzw. kominkiem, szczelnie zamknięte w pierzynce ciasta
kruchego.
Oto przepis, który wykorzystałam w zabawie. Pochodzi z
książki Hanny Szymanderskiej „Dania z anegdotą”.
Smacznego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za podzielenie się z nami swoimi spostrzeżeniami, sugestiami i innymi wyrazami obecności na blogu.
Dziękujemy