poniedziałek, 12 listopada 2012

Nigella kontra Mórawska, czyli spojrzenie na "Słodkie"

Elizę Mórawską, znana w "kręgach" jako Liska uwielbiam całą sobą a jej blog White Plate traktuję jako biblię i blogową Matkę Chrzestną. 
Dlatego spać prawie nie mogłam w oczekiwaniu na Jej pierwszą książkę. Nieco skrzydła mi opadły, gdy dowiedziałam się, że ów wymarzona pozycja kosztuje prawie 70 zł ale chyba modły cud sprawiły, że oto przytulam od jakiegoś czasu, najgorętszą książkę sezonu...


Pierwszą książkę najpopularniejszej blogerki kulinarnej, Elizy Mórawskiej White Plate "Słodkie".
Nieco uderzyło mnie słowo "najpopularniejszej", bo bardziej podobałoby mi się sformułowanie "jednej z najpopularniejszych", ale już nie bawmy się w szczegóły...

Gdy otwarłam książkę uderzyło mnie kilka zdjęć, które jakbym gdzieś już widziała...Rzuciłam się więc w stronę mojej biblioteki kulinarnej i oto co znalazłam...



Nie mówię bynajmniej, że coś jest nie tak z książką Liski i, oskarżam Ją o jakieś plagiaty. O nie! Po prostu zauważyłam podobne podejście naszej autorki do Nigelli Lawson, w prowadzeniu książki. Podobne zdjęcia, nie raz owoce na nich, niektóre działy i serce do gotowania, które obie panie starały się przekazać w swoich pozycjach. 
To nie jest jakaś katastrofa. Ja zawsze wzoruję się na lepszych i bardziej doświadczonych, więc całą sobą rozumiem naleciałości stylu Nigelli u Liski. Może to nawet być niezamierzone bo,  przecież najlepsi zawsze odciskają w nas swoje piętno...




Nie sposób też odseparować się od wszystkich w materii, w której tak wielu zrobiło już tak wiele...Trudno jest wymyślić całkowicie odmienne spojrzenie na garnek, gdy tysiące innych osób patrzyło na niego już ze wszystkich stron :)




Lisce przy tum udało się jednak być ponad to!
Jeśli już pokusiłam się o porównania Jej książki to jakiś tam innych muszę napisać, że uwielbiam "Słodkie" za:

  • Fantastyczny podział rozdziałów. Nie na np ciastka, ciasta, serniki czy inne pierniki, ale na pory roku i miłość. To nowość zaskakująca, odrywająca od rzeczywistości literatury kulinarnej i coś, czego jeszcze nie widziałam nigdzie.
  • Poza tym obrazki przy przepisach są świetne i innowacyjne. Czas, ilość osób, temperatura itd sa fantastycznie rozrysowane i nadają każdej stronie wyjątkowy wygląd.
  • Zdjęcia Liski i uwielbiam i nienawidzę! Kocham je za wyjątkowość, wyczulone oko na piękno prostoty i fantastyczne podejście do zagadnienia, ale nienawidzę ich za to, że od oglądania ich robię się głodna i żądna ;)
  • Przelicznik miar też jest fantastyczny.Niby rzecz podstawowa i prosta, ale przyznać muszę, że gdy wygrałam bon do Fabryki Form skakałam pod niebiosa, już na starcie widząc w mojej kuchni...WAGĘ! Wagę, jako obiekt pożądania i rozwiązania wielu problemów przelicznikowych ;) Tu Liska wyszła, pewnie nie tylko w moim kierunku, z wielka pomocą!




Kartka na notatki zawsze zadziwia mnie na końcu jakichkolwiek pozycji, bo...JAK MOŻNA PISAĆ W KSIĄŻKACH? No jak? Dla mnie to niewyobrażalne, więc i tu Liskową knigę oszczędzę. 
Opowieści o składnikach czy rodzajach blach też bym sobie chyba darowała, bo jak już ktoś po książkę tą sięga, chyba ma co nieco w głowie...choć oczywiście mogę się mylić...
W końcu przepisy sa tak prosto napisane, jakby miały trafić wręcz do kompletnych laików! No na prawdę! Oczywiście nie jest to w żadnym stopniu zarzutem! Wręcz przeciwnie! Pokochałam ten łopatologiczny sposób przekazania informacji . Nie trzeba czytać przepisu godzinami czy przebijać się przez księgi zbędnych słów.



Czy więc, reasumując, uważam, że Panie się zmówiły, Liska nie dotrzymała Nigelli kroku, a może w ogóle książkę uważam za niepotrzebną?
Ależ nie. Nie, nie i nie, albo tak!, potrzebną.

Jeśli ktoś zagląda na White Plate to wie, że chodzi się tam nie tylko po przepisy ale po atmosferę, zdjęcia, niebanalne opowieści i ducha wyjątkowości. W książce nie znajdzie się wszystkiego, z racji okrojonej tematyki i ilości stron, ale można ją przytulić do serce namacalnie i poczuć wszystkie dobre fluidy, które i jakiekolwiek Eliza zawarła w każdej stronie "Słodkiego".
Nie będzie chyba też człowieka, który nie potrafiłby zmierzyć się z przepisami! I to nie przepisem a przepisami - zaznaczam, bo nie znalazłam tam cudów i dziwów niedostępnych w naszych sklepach (w moim małomiasteczkowym też), a to już wielki plus.
I mogłabym tak pisać i pisać ale proponuję...kupcie i stwierdźcie sami...

Polecam!

2 komentarze:

  1. To ja poczekam, aż przecenią... I nie jest tak, że nie było porządku według pór roku: jakies 4 lata temy wydane zostały 2 tomy ślicznej książki „Wiosna lato” i „jesień zima” w kucghni - wg. KUCHNI :) Wiem, bo sama przepisy wybierałam, wstępy pisałam, rozdziały redagowałam - i tym samym kocham te dwa tomiki jak własne dziecię ;) I są tam rozdziały „całkowicie zbędne” o wysposażeniu oraz przprawach... dlaczego? Bo sponsorami byli producenci tychże. Dzięki temu książki były niezwykle tanie, choć piękne i w twardej oprawie. A potem jeszcze tańsze. Dlatego poczekam...;) Aldona

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wpadły mi w ręce, bo i 4 lata temu nie interesowałam się na tyle kulinariami, żeby kupować wszystko, a i teraz tyle jest na rynku pozycji, że te umknęły mojej uwadze...Aż żałuję po takiej rekomendacji :)
    Liska jest ... Liską, po prostu. Nie mogłam nie mieć jej książki, choc faktycznie do najtańszych nie należy...

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za podzielenie się z nami swoimi spostrzeżeniami, sugestiami i innymi wyrazami obecności na blogu.
Dziękujemy

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...