Mąkę zaczyni matka sfrasowana,
a jakież szczęście, gdy jednego rana
podpłomyk dzieci zobaczą w popiele.
Wyczytałam tyle przepisów na podpłomyki, że nie raz wierzyć się nie chciało, że wciąż chodzi o ten przaśny chlebek...
Ja wzięłam mąkę, wodę, Kinga dała szczyptę soli.
Wody miałam szklankę, Kini palce dużych szczypt nie dają, a mąki sypałam tyle, ile ciasto zmieściło do powstania elastycznej masy.
Podzieliłam to na kawałki, rozwałkowałam mocno i smażyłam na suchej, mocno rozgrzanej patelni, aż bąbli podostawały i przypiekły się tu i ówdzie :)
Najbardziej smakowały nam z dżemami latem robionymi.
Dyniowo imbirowym i z cukinii :)
Mniam
Proste, smaczne, ponadczasowe i przywołujące wspomnienia...podpłomyki :)
OdpowiedzUsuń